600-kilometrowy kondukt żałobny. Tragedia Zygmunta Augusta na obrazie „Śmierć Barbary Radziwiłłówny”
Polskie malarstwo to nie tylko Jan Matejko. Każdy Polak bez względu na to, czy malarstwo znajduje się w jego kręgu zainteresowań, czy też nie, powinien znać największe dzieła sztuki stworzone przez największych polskich artystów. Jednym z takich obrazów jest „Śmierć Barbary Radziwiłłówny” pędzla Józefa Simmlera. Za rozrywającą serce sceną przedstawioną na płótnie stoi historia zakazanej miłości Zygmunta Augusta i szlachcianki.
Zygmunt August miał romans z Barbarą Radziwiłłówną jeszcze za życia swojej pierwszej żony. Oczywiście wszystko było utrzymane w ścisłej tajemnicy. Prawda wyszła na jak dopiero, gdy pierwsza małżonka przyszłego króla zmarła i ten wziął ślub z Barbarą Radziwiłłówną. Mówiło się, że już w momencie ślubu druga żona była brzemienna. Wywołało to niemały skandal. Przyszły król ożenił się ze szlachcianką bez zgody rodziców i bez konsultacji z radą. Miało to swoje bolesne konsekwencje. Urządzono kampanię, która miała na celu anulowanie małżeństwa. Ostatecznie do tego nie doszło. Zygmunt August nie ugiął się nawet wtedy, gdy publicznie znieważano jego niespodziewaną żonę. Działo się to niemal na każdym kroku i nie tylko w formie szeptów. Wprost mówiono o rzekomej rozwiązłości litewskiej szlachcianki.
Być może okrutne plotki przyczyniły się do pogorszenia stanu zdrowia Radziwiłłówny. Zmarła ona po sześciu miesiącach od ukoronowania Zygmunta Augusta na króla Polski w 1551 roku. Chwilę śmierci ukochanej władcy postanowił przedstawić Józef Simmler, który wystawił swoje dzieło po raz pierwszy w 1860 roku. Oglądający dzieło artysty popadali w głęboki smutek. Niektórzy tak bardzo odczuli siłę przekazu artysty, że zanosili się histeryczną rozpaczą. Podobne uczucia musiały towarzyszyć królowi, który czuwał przy łożu śmierci swojej miłości. W wyrazie wielkiego uczucia władca przeszedł na pieszo za trumną w orszaku żałobnym ponad 600 kilometrów. Trasa zaczynała się w Krakowie, a kończyła w Wilnie.
„Kiedy obraz ten pierwszy raz wystawiony był w salach Wystawy Krajowej, nie tylko ściągał tłumy ciekawych i zachwyconych, ale trzymał pod wrażeniem tak przemożnym, że w sali, gdzie był na ścianie zawieszony, nikt głośnego słowa wymówić nie śmiał, nikt donośniejszym stąpnięciem ciszy nie przerywał; jakby oczom patrzących żywo obecna była i boleść nieszczęśliwego króla i cichy sen wieczny młodej królowej wymagał uszanowania chwili, w której palec Boży spoczął na jej skroni, powołując ku sobie duszę wyswobodzoną z boleści ziemskiej pielgrzymki”
Czy Vincent van Gogh zdobyłby sławę bez swojej choroby?
Jego Słoneczniki z 1888 roku zna chyba każdy, ale czy jesteście w stanie powiedzieć o nim coś więcej? Pora to zmienić. Postaramy się przybliżyć Wam postać wybitnego malarza i odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule artykułu. Zaczynamy!Obraz namalowany techniką olejową na płótnie nie należał do najmniejszych. Jego rozmiar to 205 x 234 cm. Dzieło sztuki zostało docenione tak bardzo, że autor kilkakrotnie je kopiował. Scena stała się powszechna także w postaci litografii. Polskie społeczeństwo obawiało się, że dzieło zostanie kupione przez bogacza, który zawiesi je w swoim prywatnych czterech kątach. Osoby, u których scena wywoływała silne emocje, postanowiły więc zorganizować zbiórkę i wykupić obraz. Tak też się stało. Tuż po tym obraz został przekazany do Towarzystwa Zachęty sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie każdy chętny mógł go podziwiać.
Obecnie można go zobaczyć w Muzeum Narodowym w Warszawie. Nie jest to bynajmniej pierwszy obraz namalowany przez artystę tylko replika. Została ona zamówiona u malarza na zlecenie.
Brak komentarzy do artykułu - Twój może być pierwszy!