Unosząc się w historii - niecodzienne latające maszyny
W latach 50. i 60. XX wieku armia Stanów Zjednoczonych włożyła niemałą ilość energii w rozwijanie projektu jedno- i dwuosobowych latających maszyn, które miałyby dostarczać żołnierzy na pole walki. To zresztą nie miała być ich jedyna funkcja. Latające pojazdy zdolne unieść ciężar mężczyzny zapewniłyby ogromną przewagę nad wrogiem w zakresie rozpoznania i obserwacji, a także niespotykaną swobodę poruszania się podczas starć. Można śmiało powiedzieć, że w planach amerykańskiej armii było wyposażenie przeciętnego pieszego wojaka w parę skrzydeł.
Obiecujące początki
Amerykański Komitet Doradczy do Spraw Aeronautyki (NACA) zaczął prowadzić badania nad technologią już we wczesnych latach 50. Po serii zachęcających wyników testów laboratoryjnych z wykorzystaniem sprężonego powietrza, kilka firm zdecydowało się zbudować eksperymentalne urządzenie. Ten krótki epizod w historii wojskowego lotnictwa przyczynił się później do powstania pomysłów na takie wynalazki jak helikopter w plecaku, wiszące w powietrzu platformy i latające jeepy.
Inżynier NACA – Charles H. Zimmerman jako pierwszy podsunął myśl, że pojazd w stylu małego helikoptera zapewni znacznie większą stabilność, gdy wirniki zostaną zamontowane pod stopami pilota obsługującego maszynę, a nie jak dotychczas planowano – nad jego głową. Co więcej, zasugerował on, że wrodzony ludzki mechanizm do utrzymywania równowagi (balansowania) może pozwolić na prowadzenie takiego pojazdu w pozycji pionowej – stojąc. Opisał to jako „kinestetyczna kontrola”, czyli zestaw odruchów, które pozwalają człowiekowi m.in. jeździć na rowerze i surfować na desce.
Wśród pierwszych latających platform była HZ-1 Aerocycle. Maszyna zaprojektowana i zbudowana przez firmę de Lackner Helicopters posiadała silnik o mocy czterdziestu koni, potrzebny by uruchomić dwa przeciwbieżne śmigła. Dzięki nim latające urządzenie nie wirowało wokół własnej osi i umożliwiało to obranie konkretnego kierunku lotu. Zabezpieczony pasami żołnierz-pilot stał na platformie tuż nad pracującymi wirnikami i używając systemu kierowania podobnego do tego, jaki znamy w motocyklach, obracał pojazdem i zmieniał wysokość jego lotu. Sterowanie kierunkowe polegało na wychyleniu ciała w pożądanym kierunku podroży, a ta odbywała się nawet z prędkością 110 kilometrów na godzinę!
Czas na testy!
Operatorem testów był kapitan Selmer Sundby, doświadczony pilot z ponad 1500 godzinami spędzonymi w przestworzach. Wykonał wiele lotów na eksperymentalnym urządzeniu, które trwały od kilku sekund do czterdziestu minut. Plany zakładały, że HZ-1 mógł być obsługiwany nawet przez niedoświadczonego żołnierza. Już 20 minutowe szkolenie wystarczyło, aby wojak poznał wszystko, co potrzebne do sprawnego sterowania maszyną. Kapitan Sundby miał jednak poważne obawy, mówił: „... wystarczył mi jeden lot, aby uświadomić sobie, że żołnierz niebędący lotnikiem będzie mieć poważne problemy z prowadzeniem tego pojazdu”. Podczas serii testów, zarówno asekurowanych, jak i swobodnych, maszyna rozbiła się dwukrotnie. W obu przypadkach okoliczności były podobne - śmigła przeciwbieżne zazębiły się i zderzyły, co doprowadziło do pęknięcia łopat, a w rezultacie rozbicia. Sundby miał szczęście przeżyć oba wypadki. Jeden z nich przydarzył się na wysokości 12 metrów. Projekt został odwołany, a tester odznaczony Zaszczytnym Krzyżem Lotniczym za swoje wysiłki.
Podobnym prototypem był VZ-1 Pawnee opracowany przez Hiller Aviation. Tym razem dwie godziny instrukcji miały być wystarczające, by każdy mógł stać się kierującym. Zastosowany system wirników uczynił z tej platformy niewywrotną konstrukcję. Mimo początkowego entuzjazmu i obiecujących wyników także i ten projekt został zaniechany. Dlaczego tak się stało? Pomysł, że żołnierz mógłby z pokładu Pawnee strzelać do wroga okazał się mrzonką. Generowany hałas sprawiał, że to operator stawał się wysoce podatnym celem. Innym mankamentem było to, że maszyna poruszała się z prędkością maksymalną na poziomie 25 km/h.
Latające jeepy
Kilka firm miało ochotę oderwać od ziemi znacznie większe pojazdy. Najlepszą próbą stworzenia latającego jeepa był VZ-8 Airgeep zbudowany przez zakład Piasecki. Użyto dwóch kanałowych wentylatorów napędzanych przez dwa silniki o mocy 180 koni każdy. Konstrukcja pozwalała na pracę obu turbin, nawet gdy zawiódł jeden z nich. Pilotowanie jeepa przypominało obsługę helikoptera.
Chociaż Airgeep był przeznaczony do pracy na wysokości kilku metrów od ziemi, to był również zdolny do latania na wysokości kilku tysięcy metrów. Maszyna stanowiła stabilną bojową platformę i była zdolna pokonywać terenowe przeszkody. Mocniejsza wersja – Airgeep II została opracowana w 1962 roku. Mimo że był to kolejny krok naprzód, wojskowi doszli do wniosku, że projektowi brakowało odporności i elastyczności konwencjonalnych śmigłowców i dlatego porzucili go na początku lat 60.
Jet pack i dalsze próby
Wielka ucieczka alianckich lotników
„The Great Escape” - film z 1963, opowiadający o ucieczce grupy więźniów z obozu dla alianckich jeńców wojennych. Za scenariusz filmu posłużyła historia, która wydarzyła się naprawdę - i to w Polsce!Mniej więcej w tym samym czasie Bell Aerosystems skonstruowało dla celów wojskowych serię odrzutowych plecaków. Armia straciła zainteresowanie, gdy okazało się, że maksymalny czas lotu był mniejszy niż trzydzieści sekund, ale małe dysze nafty stosowane w nich były później wykorzystywane w innych konfiguracjach. Silnik stał się podstawą dla X-Jet, który był rezultatem 15 lat prac. Sprzęt wyglądał jak latający kosz na śmieci z pilotem stojącym na zbiorniku paliwa i 270 kilowym silnikiem umieszczonym przed nim. Możliwości były imponujące: prędkość 100 km/h , maksymalny pułap lotu na poziomie 10 000 stóp i czas trwania lotu sięgający 30 minut. Statek powietrzny znalazł się nawet na liście magazynu Jane’s All the World’s Aircraft. Jak w przypadku wcześniejszych wynalazków tak i tym armia straciła zainteresowanie. Dziś Williams Corporation zajmuje się produkcją silników odrzutowych dla rakiet.
Wraz z nastaniem lat 70. wojskowi porzucili fantazje dotyczące latania, bo chociaż pomysł był intrygujący, wszystkie maszyny podzieliły ten sam los. Głośne, mało odporne i bez praktycznych zastosowań możemy oglądać jedynie w muzeach lotniczych.
Brak komentarzy do artykułu - Twój może być pierwszy!