Ile nazwisk znalazło się w pierwszej książce telefonicznej?
Książki telefoniczne to relikt przeszłości. Numery do wszystkich najważniejszych instytucji i usługodawców znajdziemy dzisiaj w Internecie, a z najbliższymi komunikujemy się za pośrednictwem czatów tekstowych, video rozmów lub za pomocą telefonów komórkowych. Jeśli nigdy nie trzymaliście książki telefonicznej w ręku, informujemy, że nigdy nie było w niej numerów „na komórkę”. Co za to było?
To zależy, o jakich czasach mówimy. W książce telefonicznej, która funkcjonowała jeszcze kilkanaście lat temu, można było znaleźć wspomniane już numery do usługodawców, którzy reklamowali się na jej stronach oraz numery telefonów stacjonarnych do prywatnych domów. Aby odszukać odpowiedni numer, kluczowe więc było posiadanie wiedzy w postaci imienia i nazwiska oraz miejsca zamieszkania konkretnej osoby. W czasach RODO jest to nie do pomyślenia. Wyszukanie odpowiedniego abonenta było uproszczone dzięki podziałowi na miejscowości i alfabetyczne uszeregowanie nazwisk.
Ogromna ilość danych osób z całego kraju była podzielona na wiele lokalnych książek telefonicznych zawierających jedynie abonentów z wybranego powiatu. Pomimo tego, każda z nich była opasła i zawierała setki stron. Co ciekawe publikacje ze spisami telefonów były rozdawane za darmo. Wraz z rozwojem technologii telekomunikacyjnej coraz więcej osób zaczęło korzystać z telefonów komórkowych i jednocześnie rezygnowało z posiadania telefonu stacjonarnego. Sprawiło to, że tradycyjna książka telefoniczna przestała być potrzebna.
Pierwsza książka telefoniczna wydana w Stanach Zjednoczonych w 1878 roku nie zawierała żadnych numerów. Można było w niej znaleźć za to 50 nazwisk. Jak więc możliwe było dodzwonienie się do kogokolwiek z listy? To bardzo proste. Po podniesieniu słuchawki osoba łączyła się z operatorem i to jemu przekazywała, z kim chce się porozmawiać. Po podaniu nazwiska z listy abonentów dochodziło do przekierowania połączenia.
Brak komentarzy do artykułu - Twój może być pierwszy!