W XV wieku Polskę nawiedziło tsunami
Zdążyliśmy się przyzwyczaić, że większość katastrof naturalnych omija nasz kraj. Na całe szczęście nie uświadczymy w Polsce wybuchów wulkanów, potężnych huraganów, które pustoszą m.in. wybrzeża Stanów Zjednoczonych i trzęsień ziemi. Równie obce, jak potężne pożary trawiące setki hektarów lasów są dla nas zabójcze fale tsunami, ale czy na pewno? Chociaż ciężko w to uwierzyć sięgające kilkudziesięciu metrów fale dotarły do jednego z nadmorskich miast.
Być może słyszeliście o corocznej procesji pokutno-błagalnej, która odbywa się w Darłowie od 1497 roku. W tym roku mieszkańcy grodu nad Wieprzą będą świętować 522 lata tej tradycji. Została ona zapoczątkowana po największym kataklizmie, jaki dotknął Darłowo. Mowa o blisko 20-metrowych falach Tsunami, które spowodowały największą w historii miasta powódź. Wydarzenie zostało nazwane w średniowiecznych kronikach rykiem morskiego niedźwiedzia.
Przyczyny szukajcie na dnie Bałtyku
Kataklizm, który nawiedził Darłowo, powstał w wyniku potężnego wybuch metanu zgromadzonego na dnie Morza Bałtyckiego. W dziejach nadmorskiej miejscowości dochodziło wcześniej do wielu powodzi, których przyczyną były silne sztormy. O tym, jak wielkie zdumienie wywołało tsunami, które nigdy wcześniej nie występowało w tym miejscu, dowiadujemy się z relacji naocznego świadka, którym był skryba klasztoru kartuzów. Mnich wspomina w niej o „osobliwych wydarzeniach, które zadziwią cały świat”.
Zniszczenia były ogromne
Powódź wywołana przez ogromne fale spowodowała wiele zniszczeń w mieście i okolicznych wsiach. Żywioł nie tylko zmywał z powierzchni ziemi domy, ale każde zatopił bydło, które było źródłem pożywienia i utrzymania wielu chłopów. Woda morska zniszczyła również uprawy kapusty. Ucierpiały także cztery statki, które w tym czasie zakotwiczyły w darłowskim porcie. Wszystkie z nich zostały wyrzucone w głąb lądu. Z relacji skryby wynika także, że całkowitemu zniszczeniu uległ sad prowadzony przez zakonników, a produkowane przez nich piwo i wino zostało „zepsute tak, że nikt nie chciał ich pić”.
Nie zabrakło również ofiar w ludziach. Ze średniowiecznej kroniki dowiadujemy się, że co najmniej kilka osób utonęło w pobliskiej wsi Żukowo.
Uroczyste ślubowanie i procesja
Średniowieczna nauka nie była w stanie wyjaśnić przyczyn katastrofy, dlatego też sądzono, że była ona wynikiem gniewu bożego. Pleban i burmistrz napędzeni strachem przez kolejnymi atakami „morskiego niedźwiedzia” każdego roku w dzień wielkiej powodzi ślubowali przejść wokół miasta z procesją ku czci Boga, Najświętszej Maryi i wszystkich świętych. Podczas pierwszych procesji rozdawano jałmużnę, a rada miejsca niosła świecę woskową, którą sama ufundowała. Po jakimś czasie tradycja ta zanikła.
Odrodziła się na nowo za sprawą franciszkanina Janusza Jędryszka w 1991 roku.
Szansę na to, że „fala portowa” ponownie uderzy w Darłowo, jest minimalna, chociaż po wydarzeniach z przeszłości ciężko jest jednoznacznie stwierdzić, że historia na pewno się nie powtórzy. Pomimo tego, że coraz lepiej rozumiemy mechanizmy stojące za powstawaniem katastrof naturalnych, natura w dalszym ciągu potrafi być nieprzewidywalna.
Brak komentarzy do artykułu - Twój może być pierwszy!